poniedziałek, 31 grudnia 2012

Na koniec...

Miałam w planach zrobienie filmowego podsumowania 2012 roku. Nie wiedziałam jednak jak się za to zabrać. Podzielić filmy na gatunki czy na te obejrzane w kinie i w domu, stare czy nowe? Opisywać poszczególne filmy, czy wystawiać oceny. W końcu z braku lepszego pomysłu (i troszkę z braku czasu) postanowiłam, że zrobię graficzne zestawienie filmów, które po raz pierwszy zobaczyłam w ciągu ostatnich  dwunastu miesięcy, a które szczególnie zapadły mi w pamięć.




Mam nadzieję, że nadchodzący rok przyniesie wiele niezapomnianych filmowych (i nie tylko!) wrażeń. Życzę wszystkim zdrowia, wielu powodów do radości oraz energii i wytrwałości w spełnianiu marzeń. Wspaniałego Nowego Roku 2013!






fot. listal.com, doctromacro.com



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świąteczne filmy!




Filmów o świętach jest co niemiara.  Każdy z nas ma ulubione tytuły, które wprowadzają w świąteczny nastrój. Stacje telewizyjne serwują nam kilkanaście tytułów o Bożym Narodzeniu i wiele z nich powtarza się  roku. Cóż, taka tradycja. Ja na przykład zmieniam kanały w poszukiwaniu "Grincha", bez którego świąt nie będzie. :)

Chciałabym przedstawić parę świątecznych tytułów w moim guście: są stare, czarno-białe, roztańczone , rozśpiewane i próżno ich szukać wśród telewizyjnych propozycji.



  • To wspaniałe życie (It's a wonderful life) 1946


Film ze wspaniałym Jamesem Stewardem w roli człowieka, którego życie nie do końca ułożyło się tak jakby sobie życzył. Załamany kolejnym niepowodzeniem chce popełnić samobójstwo. Dostaje jednak szansę zobaczyć jak świat wyglądałby bez niego, a wszytko to w Wigilię Bożego Narodzenia.



  • Gospoda Świąteczna (Holiday Inn) 1942


Film nie tylko o Bożym Narodzeniu, ale o wszystkich świętach. Pewien artysta estradowy zmęczony pracą przez cały rok postanawia otworzyć gospodę czynną tylko piętnaście świątecznych dni w roku. Warto zobaczyć dla popisów tanecznych Freda Astaire'a i "White Christmas" w wykonaniu Binga Crosby'ego.


  • Białe Boże Narodzenie (White Christmas) 1954


Historia dwóch przyjaciół z wojska, którzy po zakończeniu wojny tworzą duet i stają się sławni. W czasie świąt niespodziewanie udają się do zajazdu w Vermoncie, który prowadzi ich dawny przełożony. Wspólnie postanawiają, że przyciągną turystów świątecznym musicalem. 




Święta to jednak czas, który najlepiej spędza się z rodziną, przy świątecznym stole i pachnącej choince. Oglądanie filmów, nawet tych świątecznych warto zostawić na inną porę. 

Życzę wszystkim wspaniałych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia!



fot. listal.com, sxc.hu, doctormacro.com

sobota, 22 grudnia 2012

Operacja Argo



Niebezpieczna akcja, ryzykowny pomysł, napięcie i szczęśliwe zakończenie, a na dodatek całość oparta na faktach. Takimi filmami karmi się Ameryka.




"Operacja Argo" opowiada historię amerykańskich dyplomatów, którym udało się uciec z oblężonej ambasady podczas przewrotu w Iranie w 1979 roku. Odnaleźli oni schronienie w placówce dyplomatycznej Kanady, jednak wszyscy zdawali sobie sprawę, że ich odnalezienie to tylko kwestia czasu. Wśród wielu pomysłów ich odbicia zrealizowany został  najbardziej szalony- udawali ekipę filmową, która przyjechała do Iranu szukać plenerów do nowego filmu.




"Argo" jest filmem przesiąkniętym hollywoodzkimi schematami, jednak nie oznacza to, że jest obrazem złym. Przeciwnie, od początku trzyma w napięciu, mimo iż szczęśliwe zakończenie da się przewidzieć jeszcze przed seansem filmowym. Dobry scenariusz i dialogi to także duży plus filmu. Wiemy jak się skończy, jednak wiercimy się w fotelu przez cały czas. Ponadto scenarzysta serwuje nam porcję żartów i rozrywki, bo "Argo" to też satyra na układy i system działania Hollywood. W ludzi z Fabryki Snów wcielają się Alan Arkin oraz John Goodman, którzy są przebojem hollywoodzkiego wątku filmu. Ben Affleck, który nie tylko wcielił się w główną postać agenta CIA, ale i stanął za kamerą może być z siebie dumny. "Operacja Argo" to dobry film, o czym świadczą nominacje i pierwsze nagrody filmowe na jego koncie.





Operacja Argo (Argo) 2012
reż. Ben Affleck
scen. Chris Terrio
wyst. Ben Affleck, Alan Arkin, John Goodman, Victor Garber, Bryan Cranston, Tate Donovan



fot. listal.com


środa, 19 grudnia 2012

Anna Karenina



Przedstawiam jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku - "Annę Kareninę". Wyczekiwaną z wielu powodów. Po pierwsze bardzo lubię filmy kostiumowe. Po drugie bardzo lubię Keirę Knightley. Po trzecie bardzo lubię Keirę Knightley w filmach kostiumowych. A jeszcze gdy całość reżyserowana jest przez Joe Wrighta to już w ogóle...aach! Tak na poważnie to rzeczywiście efekty pracy duetu Knightley-Wright jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Reżyser i aktorka pracowali razem przy okazji "Dumy i uprzedzenia" oraz "Pokuty". Oba tytuły plasują się wysoko w moich rankingach, więc "Anny Kareniny" nie mogłam przegapić.




"Anna Karenina" to adaptacja powieści Lwa Tołstoja. Film opowiada historię niespodziewanej miłości, która rodzi się między arystokratką Anną, żoną statecznego urzędnika, a młodym oficerem Aleksym Wrońskim. Łączy ich namiętność, która w odczuciu wielu nie powinna się wydarzyć.




Przeczytałam ostatnio, że Lew Tołstoj postaci Anny nie lubił. Faktycznie, ma to odzwierciedlenie w książce, gdzie wyraźnie ukazana jest choćby pogarda społeczeństwa i jej wpływ na Kareninę. Nie ma się czemu dziwić, Anna Karenina nie należy przecież do pozytywnych bohaterek. Joe Wright wydobył jednak z postaci kobietę silną i odważną, a przy tym zasługującą na współczucie. Anna jest pewna swoich uczuć, wybiera drogę, którą chce iść nie oglądając się na innych, jednak w pewnym momencie ciężar decyzji ją przytłacza. Wright jej nie ocenia. Wright opowiada jej historię.




To co zaskakuje w filmie, to koncepcja w jakiej został on przedstawiony. Już od pierwszej sceny widzimy, że akcja toczy się w teatrze. Nie ma tu zbyt wielu plenerów, zgiełku moskiewskich ulic. Wszystko dzieje się na teatralnych deskach, a scenografia zmieniania są niczym dekoracje w przedstawieniach. Na początku wydaje się to dziwne, ale później odkrywamy zalety tego zabiegu. Według mnie uchronił on "Annę Kareninę" przed "nadęciem" typowym dla niektórych kostiumowych filmów.

Mam wrażenie, że filmowi czegoś brakuje, lecz nie mogę tego jednoznacznie określić. Nie wiem czy są to braki w fabule, ukazaniu relacji między bohaterami, czy może zbyt mało dramatyzmu jakiego oczekuje się od tego typu historii. Mimo wszystko nowa wersja "Anny Kareniny" to film warty obejrzenia, bo Joe Wright pokazuje po raz kolejny, że potrafi kręcić filmy kostiumowe.




Anna Karenina 2012
reż. Joe Wright
scen. Tom Stoppard
wyst. Keira Knightley, Aaron Taylor-Johnson, Jude Law, Matthew MacFadyen, Kelly MacDonald


fot.listal.com

środa, 5 grudnia 2012

Śpiewając w deszczu


"Deszczowa piosenka" to mój ulubiony film. Ulubiony, ukochany, cudowny, wspaniały za każdym razem. Pierwszy raz widziałam go stosunkowo niedawno. Poznałam go dzięki mojej kuzynce. Myślę, że od tego filmu zaczęła się moja fascynacja starymi musicalami i starymi filmami w ogóle. Jeśli komuś nie spodoba się "Deszczowa piosenka" to chyba nie ma co liczyć, że jakiś musical go zachwyci. Oczywiście chodzi to przede wszystkim o musicale lat 40. i 50. pełne radosnych piosenek i stepowania. Tego w "Deszczowej piosence" nie brakuje.



Film opowiada historię gwiazdy kina niemego Dona Lockwooda (Gene Kelly). Don i jego ekranowa partnerka Lina Lamont stanowią najgorętszą parę kina i są niezawodną receptą na sukces każdego filmu. Sytuacja ta zmienia się niespodziewanie wraz z wprowadzeniem dźwięku, gdy okazuje się, że panna Lamont nie do końca odnajduje się w nowej roli.




Film zachwyca musicalowymi aranżacjami. Chyba nie ma osoby, która chociaż raz pod nosem nie nuciłaby przeboju "Singin' in the rain". Zdaję sobie sprawę, że większość osób kojarzy go przede wszystkim z reklam. Ostatnio kolejna piosenka z filmu ("Good morning") pojawiła się w telewizji w spocie o...parówkach! Dość już może o reklamach, bo wierzcie mi, piosenki w "Deszczowej piosence" brzmią  o niebo lepiej :). Uwielbiam Gene'a Kelly'ego, który pokazuje, że stepowanie to nie tylko kilka nudnych kroków. Jego głos, mimika i zawadiacki uśmiech doskonale pasują do filmowego amanta, w którego się wciela. Film jest zabawny, uroczy i idealny na mroźne popołudnie.




Deszczowa piosenka (Singing' in the Rain) 1952
reż. Stanley Donen, Gene Kelly
scen. Betthy Comden, Adolph Green
wyst. Gene Kelly, Donald O'Connor, Debbie Reynolds, Jean Hagen


fot. listal.com

niedziela, 2 grudnia 2012

December Makes Me Feel This Way



Rozpoczął się mój ulubiony miesiąc. Oczekiwanie na prawdziwą zimę, urodziny, ostatni dzień roku i przede wszystkim Święta Bożego Narodzenia czyni grudzień wyjątkowym. Jeśli chodzi o filmy to mam w planach obejrzenie kilku, na które czekam od dłuższego czasu. Ponadto koniec roku to doskonały czas na podsumowania. Zapraszam na zestawienie filmów, które zrobiły na mnie największe wrażenie w 2012 roku, oraz wyczekiwanych premier w 2013. Oczywiście nie może zabraknąć też filmów świątecznych. Mam nadzieję, że to wszystko pojawi się na blogu w grudniu. 

Życzę wszystkim wspaniałego miesiąca!

I wish that I could know this feeling
Every moment of the year...


fot.sxc.hu

sobota, 1 grudnia 2012

Druga żona



"Druga żona" to film Brillante Mendozy-filipińskiego twórcy, który na swoim koncie ma Złotą Palmę za reżyserię. Film udało mi się obejrzeć w ramach Festiwalu Filmy Świata Ale Kino+, który prezentuje obrazy z Afryki, Ameryki Południowej i Azji pokazywane na najważniejszych imprezach filmowych roku. Fabułę filmu można by streścić w jednym zdaniu. Otóż pewna kobieta, która mnie mogła dać potomka swojemu mężowi podejmuje decyzję o znalezieniu mu kolejnej żony. Rzecz dzieje się w muzułmańskiej społeczności w filipińskiej prowincji Tawi-Tawi. Obserwujemy życie głównych bohaterów Shaleny i Bangas-Ana, ich codzienne zmagania, pracę i wreszcie poszukiwanie idealnej kandydatki na żonę.




To co urzeka w filmie to przepiękne zdjęcia. Nie są one tłem do fabuły. To raczej nieśpieszna akcja filmu jest urozmaiceniem wspaniałych obrazów morza, filipińskich wysp i przede wszystkim pięknie ukazanych, wypełnionych kolorami rytuałów. Pomiędzy takimi scenami obserwujemy łączące bohaterów uczucie wyrażane w małych gestach i poprzez wzajemną pomoc. Jednak poświęcenie i oddanie nie wszystkim przyniosą szczęście.

"Druga żona" to perełka wśród filmów, które ostatnio udało mi się obejrzeć. Właśnie przez takie obrazy kocham kino: zwykłe-niezwykłe historie, które ukazują ludzi, których normalnie nie udałoby nam się poznać, miejsca, których nie zobaczymy i emocje, których prawdopodobnie nigdy nie doświadczymy.



Druga żona (Thy Womb) 2012
reż. Brillante Mendoza
scen. Henry Burgos
wyst. Nora Aunor, Bembol Roco, Lovi Poe


fot. listal.com, sentieriselvaggi.it