poniedziałek, 25 lutego 2013

Tonight's The Night - Oscary 2013




No to zaczynamy! Rozpoczęła się 85. ceremonia rozdania nagród Akademii Filmowej.



Najlepszy aktor drugoplanowy: Christoph Waltz
Tak! Tak miało być, dziękuję Akademii za ten wybór. Druga nominacja, druga nagroda. Waltz odbierał nagrodę dziękując przede wszystkim Quentinowi za to, że odważył się zrobić ten film. Zakończył kwestią swojego bohatera: "I couldn't resist".

Animacje: "Merida Waleczna" została uznana za najlepszy animowany film długometrażowy, "Paperman" - krótkometrażowy.

Najlepsze zdjęcia: "Życie Pi". Janusz Kamiński bez nagrody.

Najlepsze efekty specjalne: "Życie Pi"


Gala trwa i jak na razie jest całkiem przyjemnie. Seth MacFarlane sprawdza się w roli prowadzącego. Na scenie pojawili się już: Octavia Spencer, Reese Witherspoon i obsada "Avengers". Jedyne, co mi się nie podoba to "poganianie" przemawiających. Zmieszczenie się w przepisowych 45 sekundach jest trudne, zwłaszcza, jeśli nagrodę odbiera więcej niż jedna osoba, ale każdy chciałby dodać coś od siebie. W tym roku zanim mikrofon zostanie wyłączony sygnałem ostrzegającym jest motyw przewodni z filmu "Szczęki".

Najlepsze kostiumy i charakteryzacja: "Anna Karenina" i "Nędznicy"

Teraz klip z muzyką i scenami z filmów o Jamesie Bondzie upamiętniający 50. rocznicę pierwszego filmu. Niestety nie wiem jak się kończy, bo mam przerwę w transmisji :(



Aktorski film krótkometrażowy: "Curfew"

Parę żartów z Bena Aflecka, urażony aktor we własnej osobie i mamy najlepszy dokument!

Dokumenty: Krótkometrażowy - "Inocente" i "Searching for Sugar Man"! Nie zdążyłam napisać o filmie, ale widziałam go dziś i to naprawdę świetny film dokumentalny.

Najlepszy film nieanglojęzyczny: "Miłość", którego niestety jeszcze nie widziałam.

John Travolta zapowiada artystów, którzy przypomną musicalowe aranżacje. Catherine Zeta-Jones, Jennifer Hudson i obsada "Nędzników" występują w swoich popisowych numerach. Pamiętacie moją niepochlebną opinię o filmie? Otóż, muszę przyznać, że na pewno to nie muzyka była elementem, który nie zagrał w tym filmie.

Najlepszy dźwięk i montaż dźwięku: "Nędznicy" i co za niespodzianka. W kategorii montaż jest remis! :) "Wróg numer jeden" oraz "Skyfall".

Pojawia się Christopher Plummer, więc to czas na...

Najlepsza aktorka drugoplanowa: I oto jest według przewidywań Anne Hathaway!

Za chwilę na scenie ma pojawić się Adele, ale nie wiem czy dane będzie mi to zobaczyć, czy będę skazana na reklamy.

W międzyczasie prezentuję Wam świetny plakat! Przedstawia 85 statuetek i każda jest związana z filmem, który w danym roku był uznany za najlepszy. Nie wiem czy cokolwiek da się zauważyć, ale i tak chciałam to pokazać.



Najlepszy montaż: "Argo"

I oto Adele i jej "Skyfall". Co raz bliżej do najważniejszych nagród i największych emocji.


Najlepsza scenografia: "Lincoln"

Oto czas na In Memorian - wspomnienie ludzi związanych ze światem filmu, którzy odeszli  w minionym roku.

Najlepsza muzyka oryginalna: "Życie Pi"

Najlepsza piosenka: "Skyfall" Adele



Przed nami najważniejsze kategorie!





No i się zaczęło!


Najlepszy scenariusz adaptowany: "Argo"

Najlepszy scenariusz oryginalny: "Django"! I oczywiście Quentin Tarantino, który podziękował swoim aktorom za urzeczywistnienie jego postaci.

Najlepszy reżyser: Ang Lee za "Życie Pi"

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Czarujący Jean Dujardin wręczył nagrodę oszołomionej Jennifer Lawrence, która z wrażenia potknęła się na schodach. 

Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Daniel Day-Lewis odebrał nagrodę z rąk Meryl Streep i żartował, że on był pierwszym wyborem do roli Margaret Thatcher, a Meryl pierwotnie miała zagrać Lincolna. Daniel jest pierwszym aktorem, który otrzymał trzy statuetki za główną rolę męską.

I w końcu Jack Nicholson obecny na ceremonii oraz Michele Obama z Białego Domu otworzyli kopertę z tytułem najlepszego filmu.

Najlepszy film: "Argo" Grant Heslov, który pojawił się na scenie z Georgem Clooney'em i Benem Afleckiem powiedział: "Wiem co myślicie. Na scenie stoją najprzystojniejsi producenci Hollywood" :) Szczęśliwy Ben Afleck dziękował wszystkim i wszędzie. Do głosu nie dopuszczono George'a, który obok Walta Disneya był nominowany do oscara w sześciu różnych kategoriach!

Wieczór zakończył się piosenką dla przegranych :) Scenariusze, aktorzy i aktorki - te kategorie zostały rozstrzygnięte zgodnie z moimi przewidywaniami. Najwięcej statuetek - 4 otrzymał film "Życie Pi". Wszystkie ważniejsze filmy podzieliły się nagrodami. W tym roku nie było tytułu, który przodowałby w rankingach.  Film i reżysera ciężko było przewidzieć ze względu na brak faworyta. Wydaje mi się , że nagrody zostały rozdzielone sprawiedliwie. :) Tak czy owak, bez emocji się nie obyło. 


Podczas, gdy w Los Angeles zaczyna się przyjęcie ja kładę się, by odespać oscarowe emocje. Do zobaczenia!





fot. filmofilia.com, thedeadbolt.com, adage.com oneclickroot.com

czwartek, 21 lutego 2013

Przed Oscarami


Jak nastroje przed Oscarami? Jak co roku będę oglądać galę na żywo i nie mogę się doczekać. Postanowiłam zrobić krótki subiektywny przegląd nominowanych filmów i twórców. Choć nie widziałam wszystkich obrazów, mam pewne przemyślenia i faworytów.


Najlepszy film:
Trudny wybór. Filmem, który podoba mi się najbardziej jest "Django". Wszystkie elementy są godne podziwu: scenariusz, zdjęcia, muzyka i aktorzy. Film jednak nie zdobywa takiego uznania jak na przykład "Argo". Szanse ma też "Wróg numer jeden". Jednak dla mnie w tej kategorii wygrywa film Tarantino.




Najlepsza aktorka:
Jeśli chodzi o występy pierwszoplanowe to widziałam tylko dwa i mój głos przypada Jennifer Lawrence. To już druga nominacja tej młodej aktorki i w tym roku ma spore szanse na statuetkę. Jak już wspominałam, nie kibicuję Anne Hathaway w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa, ale zdarzały się nagrody za gorsze i krótsze występy (Judi Dench za rolę Elżbiety I w filmie "Zakochany Szekspir", w którym występuje przez osiem minut!). Anne zapewne zgarnie statuetkę.



Najlepszy aktor:
W tych kategoriach mam swoich faworytów. Liczę, że nagrody zdobędą Daniel Day-Lewis i Christoph Waltz. Wspaniała charakteryzacja, ale przede wszystkim wielki talent i charyzma  pozwoliły nam podziwiać Day-Lewisa w roli Lincolna. Moim zdaniem to najlepsza kreacja aktorska w tym roku. Christoph Waltz już po raz drugi pokazuje, że on i Tarantino to wspaniały duet i mam nadzieję, że rola niemieckiego dentysty, który tropi złoczyńców na "Dzikim Południu" zostanie uznana za najlepszą drugoplanową rolę męską.

















Najlepszy scenariusz:
Tu znów pojawia się problem. Uważam, że wszystkie scenariusze Wesa Andersona są genialne i chciałabym, żeby właśnie on i Roman Coppola dostali nagrodę za scenariusz oryginalny. W tej kategorii rządzi jednak "Django". Jako, że cenię i ten film, nie będę rozpaczać, gdy otrzyma nagrodę. Co do scenariusza adaptowanego to tutaj stawiam na "Argo".





             



Nie będę typować najlepszego reżysera, bo widziałam obrazy tylko dwóch z pięciu nominowanych twórców. Jeśli chodzi o inne kategorie to wszystko wskazuje na to, że nalepszym filmem zagranicznym będzie "Miłość", którą mam nadzieję zobaczyć jeszcze przed galą. To samo z filmem dokumentalnym "Sugar Man", który wchodzi w piątek do kin. Aha, jeszcze jedno. Trzymam kciuki za Grega P. Russela w kategorii najlepszy dźwięk za "Skyfall", bo to jego szesnasta nominacja w karierze, a nie doczekał się jeszcze żadnej statuetki!


Życzę wszystkim miłego weekendu i wielkich oscarowych emocji. Może pokuszę się o transmisję z gali "na żywo"? :)




fot. filmofilia.com, listal.com

poniedziałek, 18 lutego 2013

Casablanca



"Casablanca" to film, który wyprzedza "Przeminęło z wiatrem" w rankingach najlepszych melodramatów wszech czasów. W moim odczuciu tych filmów nie powinno się porównywać. Są zupełnie różne. Historia miłości Scarlett O'Hary i Rhetta Butlera jest prawie czterogodzinną opowieścią ukazaną z wielkim rozmachem, która zachwyciła mnie już w podstawówce. "Casablancę" obejrzałam kilka lat późnej, a po seansie skomentowałam ją słowami: "Spotkali się, porozmawiali i tyle". To prawda, film to nie epicka opowieść z wieloma wątkami i bohaterami. Akcja "Casablanki" to zaledwie jeden wieczór, jedna restauracja. Potrzebowałam kolejnych seansów i "obycia" ze starym kinem, by odkryć klasę tego filmu. Było warto.




"Casablanca" to historia Ricka, właściciela nocnego klubu w marokańskim mieście. Jego klienci to mieszane towarzystwo: naziści, uciekinierzy, przemytnicy, złodzieje, urzędnicy francuskiego Vichy. Pewnej nocy w lokalu pojawia Ilsa Lund i Victor Laszlo - czechosłowacki przywódca ruchu oporu i jego. Starają się kupić listy tranzytowe, które pozwoliłby im przedostać się do neutralnej Lizbony, a stamtąd do Ameryki. Owe listy posiada Rick, którego z Ilsą łączyło kiedyś uczucie.




Film jest naprawdę zachwycający. Uwielbiam przede wszystkim Humphreya Bogarta w roli Ricka. Aktor na pierwszy rzut oka nie wygląda jak typowy amant filmowy. Na drugi z resztą też nie, ale jak to się mówi, ma coś w oczach i jest niesamowicie charyzmatyczny. Film uczynił z Humphreya prawdziwą gwiazdę i ugruntował jego pozycję, wypracowaną już wcześniej rolami w filmach noir. Kolejna sprawa to dopracowane, nienaganne dialogi, które decydują o mistrzostwie "Casablanki". Here's looking at you, kid, Play it, Sam, We'll always have Paris - te filmowe kwestie znalazły się na liście 100 najlepszych cytatów według Amerykańskiego Instytutu Filmowego. W rankingach wydanych z okazji stulecia filmu znalazła się też piosenka "As times goes by". Mało brakowało, żeby utwór w ogóle nie znalazł się w filmie. Chciano zastąpić go oryginalną, skomponowaną do filmu piosenką. Dodatkowych zdjęć jednak nie nakręcono i "As time goes by" stało się jedną z najsławniejszych filmowych melodii miłosnych.




Chce usprawiedliwić swoje słowa na temat filmu: "porozmawiali i tyle". Wtedy tak mi się wydawało, bo przez miano  melodramatu wszech czasów spodziewałam się widowiska właśnie w stylu "Przeminęło z wiatrem". "Casablanca" to jednak bardzo "kameralny" film oparty przede wszystkim na dialogach (i to jakich) i wspaniałym aktorstwie. To decyduje o klasie tego filmu.




P.S. We wrocławskiej restauracji "Casablanca" wisi plakat przedstawiający Ricka i Ilsę przy pianinie, a wśród gości siedzących przy stolikach można rozpoznać m.in. Vivien Leigh, Jamesa Dean'a czy Franka Sinatrę. Jeśli ktoś wie, gdzie można nabyć taki obrazek to proszę o wiadomość :).






Casablanca 1942
reż. Michael Curtiz
scen. Casey Robinson, Julius J. Epstein, Philip G. Epstein, Howard Koch
wyst. Humphrey Bogart, Ingrid Bergman, Paul Henreid, Peter Lorre




fot. listal.com

sobota, 16 lutego 2013

Kogel-mogel i Galimatias, czyli bardzo smutne filmy...

Korzystając z faktu, że odpoczywam w domu i mogę oglądać filmy w telewizji :) postanowiłam zobaczyć polską "komedię" - "Kogel-mogel" i jej drugą część "Galimatias". Już dawno żadna seria, żaden film nie wzbudził we mnie takich emocji! Jestem zszokowana, zniesmaczona i jest mi po prostu przykro. Kogel-mogel nie do strawienia!




To nie będzie recenzja, nie będzie tutaj nic obiektywnego. Chcę po prostu skrytykować ten film, bo zawiódł mnie na całej linii i wręcz zasmucił. Czytałam recenzje, ludzie piszą, że to komedia, która nigdy się nie nudzi. Poleciła mi go nawet koleżanka mówiąc, że skoro lubię stare komedie to "Kogel-mogel" muszę zobaczyć. I oto co o nim sądzę.

Na początku jest śmieszny, miły i sympatyczny. Historia młodej dziewczyny - Kasi, która ucieka z zaaranżowanego ślubu, aby zostać studentką. W stolicy znajduje pracę opiekunki do dziecka i tymczasowo mieszka u swojego profesora. Niedługo potem zakochuje się (?) i... no właśnie. Przez cały czas film jest nawet zabawny, ale ostanie sceny przyprawiają o dreszcze. Kasia poznaje wykształconego, światowego chłopaka, który przywozi ją na wieś do nowego domu i nie pytając o zdanie zmusza do małżeństwa słowami w stylu: "Cicho, bo powiem twoim rodzicom co wyprawiałaś w Warszawie!". O zgrozo! Kasia jest musi rzucić studia, zrobić dobrą minę do złej gry i film się kończy. Myślałam, że to żart. Cały film kibicujemy bohaterce, śledzimy jej starania w dążeniu do celu, spełnianiu marzeń, żeby na koniec obserwować jak trafia z deszczu pod rynnę. 

Nie zrażam  się jednak aż tak bardzo, czekam na drugą część. Czytam komentarze, że nasze marzenia nie zawsze mogą się spełnić, czasem nie wiemy co jest dla nas lepsze. Ok, wierzę. Oglądam "Galimatias" i załamuję ręce. Film już nie śmieszy w ogóle i jest zlepkiem kilku kiepsko pomyślanych scen. Okazuje się, że ukochany mąż Kasi ani myśli o jej powrocie na studia, gdyż widzi ją tylko w roli gospodyni domowej i  matki. Cały film dziewczyna stara się przekonać go, że z powiększeniem rodziny mogą poczekać i marzy o powrocie na uczelnię. Znów nic z tego, tradycji staje się za dość i film znów kończy się płaczem głównej bohaterki. 

Proszę mi teraz powiedzieć, czy film jest taki zły czy ja jestem przewrażliwiona? Kasia to bohaterka bardziej tragiczna niż Antygona: uważana przez profesora za najlepszą studentkę, zakrzyczana przez męża i rodziców. Czytam opis filmu, który uprzedza że "Kogel-mogel" to "komedia obyczajowa nieco ironicznie traktująca dążenia do awansu społecznego młodzieży wiejskiej". Młodzieży czy kobiety? To przykre. Czytam dalej, ktoś twierdzi, że bohaterce studia były niepotrzebne, po co się upierała, przecież miała zapewniony byt. Nie chodzi mi tu  poglądy feministyczne, ale film jest niewybaczalnie głupi! Chodzi tu o scenariusz przede wszystkim! Co film miał na celu? To tak jakby uratować Bonda z pułapki, żeby w kolejnej scenie wpadł pod samochód. Co pan Załuski i pani Łepkowska mieli na myśli? Nie wiem i nie wiem też czy tylko ja zareagowałam tak histerycznie? Ma ktoś podobne odczucia czy przesadzam? No cóż. Położę się spać i mimo, że ferie się kończą, to pocieszę się myślą, że w przyszłym tygodniu nikt (mam nadzieję:) na studia wrócić mi nie zabroni. 




fot. stopklatka.pl

poniedziałek, 11 lutego 2013

BAFTA 2013


Brytyjska Akademia Sztuk Filmowych i Telewizyjnych przyznała swoje nagrody, co oznacza, że sezon  powoli dobiega końca i napięcie rośnie w oczekiwaniu na najważniejszą filmową imprezę roku. 





Jeśli chodzi o tegoroczną edycję BAFTA to najwięcej statuetek zgarnęli "Nędznicy". Z nagrodami w kategoriach technicznych jak najbardziej mogę się zgodzić, jednak z wyróżnieniem dla najlepszej aktorki drugoplanowej już nie, o czym wspominałam TU.

Oprócz Anne Hathaway nagrody za kreacje aktorskie otrzymali Daniel Day-Lewis, Christoph Waltz i Emmanuelle Riva za rolę w filmie "Miłość", który został uznany najlepszym filmem nieanglojęzycznym. Nagrody za scenariusz powędrowały do Quentina Tarantino - "Django" i Davida O. Russela za "Poradnik pozytywnego myślenia". 

Największą aktorską nadzieją kina uznano Juno Temple za rolę w filmie "Lovelace". Najlepszy dokument to w tym roku "Sugarman" (już dziś na antenie radiowej Trójki wywiad z reżyserem Malikiem Bendjelloul).

I to, na co wszyscy czekają. Najlepszym filmem roku została "Operacja Argo", a Ben Afleck odebrał statuetkę za reżyserię. Po Złotym Globie, nagrodzie BAFTA i wyróżnieniu Gildii Reżyserów Afleck mógłby być murowanym kandydatem do Oscara, którego jednak nie otrzyma, bo zabrakło go wśród nominowanych. Dlaczego Akademia pominęła twórcę "Argo" pewnie się nie dowiemy, ale kto otrzyma statuetkę za reżyserię będzie wiadomo już za dwa tygodnie. 

środa, 6 lutego 2013

Melancholia



Jak zdefiniować koniec świata? Jako katastrofę, która niespodziewanie kładzie kres wszystkiemu co znamy, a może człowiek przez swoje wybory wyznacza sobie ścieżki, którymi dąży do nieuchronnego końca? W swoim filmie Lars von Trier stawia widzowi wiele niewygodnych i trudnych pytań i na te pytania stara się znaleźć odpowiedź. 




Justine wychodzi za mąż, gdy do Ziemi zbliża się nieznana planeta. Claire podejmuje się organizacji weselnego przyjęcia siostry. Wszystko układa się idealnie: doskonałe przyjęcie w przepięknej posiadłości, odświętnie ubrani goście, radość na twarzach młodej pary. To jednak tylko pozory. Matka panny młodej  wznosi toast przyznając, że nie znosi ślubów i nie rozumie idei zawierania małżeństw. Kropla przepełnia kielich. Od tego momentu obserwujemy zmagania Justine z samą sobą- próby dopasowania się. Przepaść między tym co wypada i czego się od niej oczekuje, a tym co naprawdę czuje bohaterka. Starsza siostra pełni rolę anioła stróża, lecz między bohaterkami nie ma siostrzanej więzi. Claire stara się matkować siostrze, otaczać ją opieką, podczas gdy sama nie potrafi stawić czoła swoim problemom. Bohaterki są jakby oddalone od rzeczywistości. Melancholia wkrada się w świat sióstr. Jako planeta i stan ducha.




"Melancholia" Larsa von Triera to film, który wydaje z siebie niemy krzyk. Mogłoby zabraknąć w nim dialogów, a obrazy i muzyka doskonale przekazałyby jego treść. Z resztą reżyser daje nam przedsmak całości właśnie w taki sposób - na początku streszcza film, wskazuje najważniejsze elementy. Tworzy plan ramowy według którego rozwija się akcja. „Melancholia” to aktorski taniec Kirsten Dunst i Charlotte Gainsbourg. Ich bohaterki raz po raz zbliżają się do siebie, żeby za chwilę się oddalić - jak Melancholia krążąca wokół Ziemi. Kirsten Dunst wypada bardzo wiarygodnie w roli cierpiącej na depresję Justine. Aktorka, która nie miała ostatnio najlepszej aktorskiej passy rolą u von Triera oznajmiła filmowemu światu, że stać ją na wiele. Co ciekawe, rola w „Melancholii” nie była przeznaczona dla niej. W rolę Justine miała wcielić się Penelope Cruz. Gdy zrezygnowała, Dunst pokazała, że w pełni zasłużyła na tę rolę. Za swój aktorski popis dostała Złotą Palmę w Cannes. 




Postać grana przez Charlotte Gainsbourg w pierwszej części filmu jest przeciwwagą dla postaci młodszej siostry. Potem jednak opanowana matka, opiekunka siostry gubi się w nadmiarze problemów cudzych i własnych. Podczas gdy Dunst prowadzi swoją bohaterkę od kryzysu i załamania do swoistego odrodzenia (w obliczu katastrofy przyjmuję niespodziewaną postawę pogodzenia się z losem i oczekiwania), Gainsbourg gra zupełnie odwrotną rolę - kobietę powoli opadającą z sił. W filmie warto zwrócić uwagę na Charlotte Rampling - surową, krytyczną matkę, która swoim toastem burzy atmosferę weselnego przyjęcia oraz docenić rolę Kiefera Sutherlanda grającego męża Claire - racjonalistę, którego zawodzi nauka. Jego postać jest wzorem wspierającego mężczyzny, który winien być podporą dla bohaterek, jednak i on w decydującym momencie się poddaje. Bohaterowie „Melancholii” to ludzie pozornie sobie bliscy, jednak każdy ma swoje problemy, którym nie potrafi się dzielić. Poruszają się w jednej płaszczyźnie, ale po innych torach - jak Ziemia i tytułowa planeta.




            „Melancholia” zostawia widza w ciszy, choć wcale ciszą się nie kończy. Von Trier zrobił prosty film na trudny temat. Film opowiada o końcu świata w sensie dosłownym i przenośnym- nie wiemy kiedy nastąpi, jaki będzie, czym będzie. Planeta zbliża się bez ostrzeżenia, nieważne czy jesteśmy gotowi na koniec czy nie. Katastrofa, kryzys, czy melancholia mogą dopaść nas w każdej chwili i tylko od nas zależy jak się zachowamy. Przyjmiemy postawę Justine czy Claire?







Melancholia 2011

reż. Lars von Trier
scen. Lars von Trier
wyst. Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Sutherland, Charlotte Rampling, Aleksander Skarsgard





fot. listal.com

niedziela, 3 lutego 2013

Nędznicy



Na ten film czekałam z niecierpliwością. Śledziłam ciekawostki z planu, oglądałam kolejne zdjęcia i szukałam informacji. Odliczałam dni do polskiej premiery. Nareszcie nadszedł ten dzień, gdy mogłam zasiąść w sali kinowej, by zobaczyć (tak wtedy myślałam) największe musicalowe widowisko ostatnich lat. Oj, jak się srogo rozczarowałam...




"Nędznicy" to historia byłego więźnia, Jeana Valjeana, który postanawia zapomnieć o dawnym życiu  i zmienia swoją tożsamość łamiąc tym samym warunki zwolnienia. Od tej pory pomaga ludziom doświadczonym przez los. Na łożu śmierci obiecuje młodej kobiecie zająć się jej córką. Dzięki opiece nad Cosette odnajduje sens życia i uczy się miłości. Los nie jest jednak dla niego łaskawy. Każdy jego krok śledzi bowiem inspektor Javert, który stawia sobie za cel doprowadzenie Jeana ponownie za kratki.




Smutno mi to przyznać, ale dawno w kinie nie nudziłam się tak jak na seansie "Nędzników". Jest to tym bardziej dziwne, że uwielbiam wszelkiego rodzaju musicale i wystarczy, że w filmie zaczną śpiewać, a ja już jestem na tak. Wciąż zastanawiam się, co tutaj nie zagrało tak jak należy. Tom Hooper postanowił zrealizować klasyczny musical z piosenkami śpiewanymi przez aktorów na żywo, podczas kręcenia scen. Ograniczył też dialogi do minimum, czyli praktycznie usunął je z filmu i chyba to pogrążyło "Nędzników". Obraz trwa prawie trzy godziny, ale okazuje się, że to i tak za krótko, by stworzyć kompletną historię. Odniosłam wrażenie, że sceny następują po sobie bez ładu i składu, a piosenki nie oddają wystarczająco emocji i osobowości bohaterów, przynajmniej tych głównych. To razi najbardziej - brak głębi postaci. Nie potrafię w ogóle określić jakim bohaterem jest Jean Valjean. Jego przemiana następuje w kilka minut i trudno mówić o ukazaniu charakteru tego bohatera. To samo tyczy się Fantine granej przez Anne Hathaway. Nie rozumiem zachwytów nad jej rolą. Za ścięcie włosów i jedną dobrze wykonaną piosenkę nie dałabym jej Oscara i mam nadzieję, że Akademia będzie tego samego zdania.




Mogło być tak pięknie. Pod względem zdjęć i scenografii filmowi nie można nic zarzucić. Film oddaje klimat Francji po rewolucji, żyjącej nadzieją przemian, które nie nadchodziły. Wielki rozmach nie idzie  jednak w parze z jakością. Filmowi nie pomogło nazwisko reżysera, ani nawet gwiazdorska obsada, której nie można zarzucić braku zdolności aktorskich i wokalnych. Coś poszło nie tak i oto moje pierwsze tegoroczne kinowe rozczarowanie.






Nędznicy (Les Miserables) 2012

reż. Tom Hooper
scen. William Nicholson
wyst. Hugh Jackman, Russell Crowe, Anne Hathaway, Amadna Seyfried, Eddie Redmayne, Helena Bohnam Carter, Sasha Baron Cohen




fot. listal.com

sobota, 2 lutego 2013

Czas wolny!



Obrazek jest może troszkę przesadzony, ale mniej więcej tak się teraz czuję. :) Trzy tygodnie wolnego oznaczają odpoczynek, słodkie lenistwo, ale przede wszystkim nadrabianie książkowych i filmowych zaległości. Mam też nadzieję zająć się blogiem. Zapraszam więc na serię postów o starym kinie, które ostatnio zaniedbuję.

Wszystkim, którzy maja już ferie życzę miłego odpoczynku, a tym którzy wciąż mają coś do zrobienia - cierpliwości. 



fot. boorp.com