środa, 14 listopada 2012

Kochankowie z Księżyca


"Kochankowie z Księżyca" to najnowsze dzieło Wesa Andersona. Mam w planach przybliżenie tej postaci, jednak warto powiedzieć parę słów o jego filmach i stylu, zanim odniosę się do "Kochanków...". Wes Anderson jest twórcą kina autorskiego, tak charakterystycznego, że jego filmy albo się kocha, albo nienawidzi. Nie ma w tym przesady. Na pierwszy rzut oka filmy Andersona są po prostu dziwaczne. Dziwaczne postaci, najczęściej outsiderzy, neurotycy, ludzie z problemami. Dziwaczne są też historie: klany geniuszy, podwodne wyprawy. Gdy się jednak przyjrzymy, zobaczymy, że Anderson konsekwentnie kreuje świat, w którym nie ma miejsca na przypadek. 


Świat ten dopracowany jest w najdrobniejszych szczegółach. Widać to we wnętrzach, ubiorze, ale przede wszystkim w zachowaniu bohaterów. Postacie z filmów Andersona żyją w swojej rzeczywistości, kultywują swoje tradycje, mają przyzwyczajenia, własne zwyczaje i ani myślą z nich rezygnować. Wydają się dziwakami, ale kto z nas nie ma swoich rytuałów. U Andersona wszyscy żyją własnym życiem i nie próbują dopasować się do otaczającego ich świata. Reżyser "działa" na takiej samej zasadzie. Robi filmy po swojemu i chwała mu za to!



"Kochankowie z Księżyca" to opowieść o romantycznej ucieczce zakochanej pary... dwunastolatków. Sam jest skautem, Suzy córką prawników. Oboje sprawiają problemy, nie mogą znaleźć przyjaciół, sprostać oczekiwaniom. Postanawiają więc uciec i odnaleźć własne miejsce na ziemi. Oprócz rodziców Suzy, uciekinierów szukają też miejscowy komendant policji, przełożony zastępu skautów i pracownica opieki społecznej. Suzy i Sam zrobią wszystko by nie dać się rozdzielić.


Wes Anderson nie zawiódł. Po raz kolejny wykreował wspaniały, nieco magiczny świat dopracowany w każdym calu. Piękne są tu kostiumy, wnętrza, krajobrazy. Uwielbiam też sposób w jak Wes kieruje kamerą. Widz ma wrażenie, że podgląda rzeczywistość jak domek dla lalek, albo wkrada się z lornetką w świat bohaterów. Zresztą lornetka w tym filmie odgrywa pewną rolę. Jeśli chodzi o aktorów to w filmie występuje plejada amerykańskich gwiazd. Anderson po raz kolejny zaprosił do współpracy Billa Murray'a i Jasona Schwartzmana, choć tego ostatniego w epizodycznej roli. Poza tą dwójką w filmie widzimy też też Bruce'a Willisa, Edwarda Nortona, czy Tildę Swinton. 


Pierwsze skrzypce grają jednak Jared Gilman i Kara Hayward. To właśnie ta dwójka wcieliła się w parę dzieci z "dorosłymi" problemami. Ich ucieczka uzmysławia dorosłym, że powinni być lepszymi rodzicami, przełożonymi, pracownikami. Pokazuje też, że chociaż nawet jeśli bardzo się staramy, czasem coś nam nie wychodzi, Jak każdy poprzedni film Andersona "Kochankowie z Księżyca" to słodko-gorzka świetnie skonstruowana opowieść. W trakcie napisów końcowych możemy usłyszeć utwór wykonywany przez orkiestrę symfoniczną. Początkowo każdy instrument gra swoją partię, następnie słyszymy połączenie dźwięków. Tak właśnie skonstruowane są filmy Andersona. Pojedyncze instrumenty wydobywają dźwięki, które układają się w harmonijną całość. "Dziękujemy za wysłuchanie koncertu". 




Kochankowie z Księżyca (Moonrsie Kingdom) 2012
reż. Wes Anderson
scen. Wes Anderson, Roman Coppola
wyst. Bill Murray, Bruce Willis, Edward Norton, Frances McDormand, Jason Schwartzman, Tilda Swinton, Jared Gilman, Kara Hayward


fot. americanfilmfestival.pl listal.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz