środa, 6 lutego 2013

Melancholia



Jak zdefiniować koniec świata? Jako katastrofę, która niespodziewanie kładzie kres wszystkiemu co znamy, a może człowiek przez swoje wybory wyznacza sobie ścieżki, którymi dąży do nieuchronnego końca? W swoim filmie Lars von Trier stawia widzowi wiele niewygodnych i trudnych pytań i na te pytania stara się znaleźć odpowiedź. 




Justine wychodzi za mąż, gdy do Ziemi zbliża się nieznana planeta. Claire podejmuje się organizacji weselnego przyjęcia siostry. Wszystko układa się idealnie: doskonałe przyjęcie w przepięknej posiadłości, odświętnie ubrani goście, radość na twarzach młodej pary. To jednak tylko pozory. Matka panny młodej  wznosi toast przyznając, że nie znosi ślubów i nie rozumie idei zawierania małżeństw. Kropla przepełnia kielich. Od tego momentu obserwujemy zmagania Justine z samą sobą- próby dopasowania się. Przepaść między tym co wypada i czego się od niej oczekuje, a tym co naprawdę czuje bohaterka. Starsza siostra pełni rolę anioła stróża, lecz między bohaterkami nie ma siostrzanej więzi. Claire stara się matkować siostrze, otaczać ją opieką, podczas gdy sama nie potrafi stawić czoła swoim problemom. Bohaterki są jakby oddalone od rzeczywistości. Melancholia wkrada się w świat sióstr. Jako planeta i stan ducha.




"Melancholia" Larsa von Triera to film, który wydaje z siebie niemy krzyk. Mogłoby zabraknąć w nim dialogów, a obrazy i muzyka doskonale przekazałyby jego treść. Z resztą reżyser daje nam przedsmak całości właśnie w taki sposób - na początku streszcza film, wskazuje najważniejsze elementy. Tworzy plan ramowy według którego rozwija się akcja. „Melancholia” to aktorski taniec Kirsten Dunst i Charlotte Gainsbourg. Ich bohaterki raz po raz zbliżają się do siebie, żeby za chwilę się oddalić - jak Melancholia krążąca wokół Ziemi. Kirsten Dunst wypada bardzo wiarygodnie w roli cierpiącej na depresję Justine. Aktorka, która nie miała ostatnio najlepszej aktorskiej passy rolą u von Triera oznajmiła filmowemu światu, że stać ją na wiele. Co ciekawe, rola w „Melancholii” nie była przeznaczona dla niej. W rolę Justine miała wcielić się Penelope Cruz. Gdy zrezygnowała, Dunst pokazała, że w pełni zasłużyła na tę rolę. Za swój aktorski popis dostała Złotą Palmę w Cannes. 




Postać grana przez Charlotte Gainsbourg w pierwszej części filmu jest przeciwwagą dla postaci młodszej siostry. Potem jednak opanowana matka, opiekunka siostry gubi się w nadmiarze problemów cudzych i własnych. Podczas gdy Dunst prowadzi swoją bohaterkę od kryzysu i załamania do swoistego odrodzenia (w obliczu katastrofy przyjmuję niespodziewaną postawę pogodzenia się z losem i oczekiwania), Gainsbourg gra zupełnie odwrotną rolę - kobietę powoli opadającą z sił. W filmie warto zwrócić uwagę na Charlotte Rampling - surową, krytyczną matkę, która swoim toastem burzy atmosferę weselnego przyjęcia oraz docenić rolę Kiefera Sutherlanda grającego męża Claire - racjonalistę, którego zawodzi nauka. Jego postać jest wzorem wspierającego mężczyzny, który winien być podporą dla bohaterek, jednak i on w decydującym momencie się poddaje. Bohaterowie „Melancholii” to ludzie pozornie sobie bliscy, jednak każdy ma swoje problemy, którym nie potrafi się dzielić. Poruszają się w jednej płaszczyźnie, ale po innych torach - jak Ziemia i tytułowa planeta.




            „Melancholia” zostawia widza w ciszy, choć wcale ciszą się nie kończy. Von Trier zrobił prosty film na trudny temat. Film opowiada o końcu świata w sensie dosłownym i przenośnym- nie wiemy kiedy nastąpi, jaki będzie, czym będzie. Planeta zbliża się bez ostrzeżenia, nieważne czy jesteśmy gotowi na koniec czy nie. Katastrofa, kryzys, czy melancholia mogą dopaść nas w każdej chwili i tylko od nas zależy jak się zachowamy. Przyjmiemy postawę Justine czy Claire?







Melancholia 2011

reż. Lars von Trier
scen. Lars von Trier
wyst. Kirsten Dunst, Charlotte Gainsbourg, Kiefer Sutherland, Charlotte Rampling, Aleksander Skarsgard





fot. listal.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz